9 kwietnia 2013

 Minęły trzy lata...


a ja wciąż pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Dziewiątego kwietnia 2010roku zrobiłem sobie prezent urodzinowy i pojechałem do wsi Białuty na zaproszenie Pana Janusza,żeby kupić  Sancha- młodego samca alpaki rasy huacaya.Pobyt tam wspominam bardzo miło-wspaniali ludzie,piękne miejsce. Moja żona,która z początku bardzo sceptycznie podchodziła do tego pomysłu,bo i zwierzę bardzo niezwykłe,od tej pory nie zwracała się do mnie inaczej jak Don Kichot-błedny rycerz i jego wierny przyjaciel Sancho.
 
 
Alpaki są zwierzętami stadnymi i drogimi-nie ma co ukrywać-więc postanowiłem do towarzystwa kupić mu owcę-zwierzę miłe, łagodne i również towarzyskie.Owieczka dołączyła do mojej zagrody dzień później,w dniu katastrofy smoleńskiej.Wtedy-patrząc na to złożone z dwóch zwierząt stadko-cieszyłem się,że je mam,bo życie okazało się tak ulotne,że trzeba z niego czerpać garściami,bo nie wiadomo,kiedy się skończy.Moja żona też w tym dniu innymi oczyma spojrzała na moją pasję mając w pamięci tych wszystkich,którzy już nigdy nie będą mogli czerpać radości ze swoich zamiłowań. I tak zaczęła się ta przygoda...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Translate

Łączna liczba wyświetleń